poniedziałek, 10 lutego 2014

Nie poszedłem dziś do pracy. Miałem lękową i depresyjną zwiechę. Już nie mowa o tym, że weekend, wolny weekend przepieprzyłem na natręctwach bzdurnych, że aż wkurw i bladź. Od paru dni zauważam, że lek jakoś nie działa. Ale pocieszam się, że procesy biochemiczne w moim mózgu odpowiedzialne za moje reakcje na stres, lęki i na mój smutny nastrój wyrównają się z czasem. To podobno musi troszkę potrwać.
Rano padało strasznie, plucha. Poszedłem na zakupy. Wpadłem również do apteki, żeby zrealizować kolejną receptę na escitolapram. 

Po zjedzeniu dość treściwego śniadania po powrocie do domu zrobiłem w moim pokoju ... przemeblowanie.
I od razu inaczej jest. Wygodniej. Chyba lepiej niż przedtem. Że też wcześniej na tę konfigurację przemeblowania nie wpadłem! To nie wina jakiegoś premiera czy cesarza, bądź cara, tylko wina PTSD.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz